Ostatnie dni przyniosły znaczne przeceny surowców. Trudno jednak przewidzieć, jak będą przebiegały notowania w najbliższym czasie. Eksperci są zgodni co do jednego: rynek czeka na wyraźne wskazanie kierunku przyszłych zmian cen. Pojawiające się w ostatnich dniach sygnały, zazwyczaj wykorzystywane przez inwestorów do prognozowania wzrostu lub spadku cen np. ropy naftowej, są przeciwstawne. Z jednej strony producenci surowca skupieni w OPEC zapowiadają dalsze cięcia limitów wydobycia, z drugiej gospodarka amerykańska, która zużywa najwięcej na świecie ropy i jej pochodnych, zdecydowanie zwalnia. Co prawda nadchodzi zima, która zawsze łączy się z rosnącym zużyciem oleju opałowego, ale prognozy meteorologiczne są na razie dosyć optymistyczne. W ostatnim czasie ropa systematycznie taniała, jednak wahania notowań już od kilku tygodni nie wykraczają poza przedział 57-61 dol. za baryłkę. W piątek baryłka Brenta z dostawą w grudniu kosztowała 58,99 dol. W całym tygodniu ceny spadły prawie o 2,5 proc. To największy tygodniowy spadek od ponad roku. Część ekspertów przewiduje jednak wkrótce wzrost cen. Jako powód podają ostatnie spadki, większe od oczekiwań, zapasów ropy i jej destylatów w Stanach Zjednoczonych, spadek produkcji w amerykańskich rafineriach i wciąż niestabilną sytuację w Nigerii i Iraku.
Mijający tydzień również upłynął pod znakiem spadków cen metali. Najwięcej, bo ponad 11 proc. staniał ołów. Na zakończenie piątkowej sesji tona metalu kosztowała w Londynie 1515 dolarów, czyli 2,85 proc. mniej niż dzień wcześniej. Spadek cen ołowiu może być związany z realizacją zysków przez część inwestorów. Jeszcze niedawno ołów bił historyczne rekordy notowań, metalem handlowano nawet powyżej 1700 dolarów za tonę. W ostatnich dniach, już czwarty tydzień z rzędu, spadły ceny miedzi. Inwestorzy zaczęli pozbywać się kontraktów na metal, kiedy okazało się, że popyt ze strony Chin będzie prawdopodobnie mniejszy, niż oczekiwano. Zgodnie z opublikowaną ostatnio nową prognozą londyńskiej firmy konsultingowej Bloomsbury Minerals Economics, przyszłoroczna produkcja miedzi może być o 45 tys. ton większa od zapotrzebowania. Analitycy spółki przewidywali wcześniej, że na rynku zabraknie ok. 130 tys. ton metalu. Firma zmieniła także prognozy tegoroczne: obecnie spodziewa się, że deficyt w dostawach miedzi wyniesie 235 tys. ton, a nie 328 tys. ton przewidywane wcześniej. Jak ważne dla rynku miedzi są różnice między produkcją a popytem, pokazuje sytuacja z początku roku. Ceny rosły wtedy zgodnie z rytmem wyznaczanym kolejnymi informacjami o zmniejszeniu produkcji przez duże kopalnie w Meksyku i Indonezji. Spodziewana w przyszłym roku nadwyżka w dostawach miedzi doprowadzi prawdopodobnie do sytuacji odwrotnej. W ostatnim tygodniu notowania spadły o ponad 3 proc. Mimo to w piątek po południu za tonę miedzi w transakcjach trzymiesięcznych płacono w Londynie 6820 dolarów, o 75 dolarów więcej niż w czwartek. /Źródło: Rzeczpospolita/