Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Partnerzy mogą połączyć te informacje z innymi danymi otrzymanymi od Ciebie lub uzyskanymi podczas korzystania z ich usług.
Nowe Życie Znalezionej Broni? To Chyba Nie Wypali
Nowe Życie Znalezionej Broni? To Chyba Nie Wypali
No właśnie, jest więc sobie to nasze nowe opakowanie (jeszcze) na mleko. Kupujemy. Wypijamy zawartość. I w tym momencie najlepsze chwile w życiu kartonu kończą się bezlitośnie. Dla większości przestaje już być nawet tym upokarzającym opakowaniem po mleku, a zaczyna być zwyczajnym śmieciem. Nieubłagany cykl życia produktu. I tak jest zawsze i ze wszystkim. Czy tam prawie wszystkim – wrzuci swoje trzy grosze niepoprawny optymista. Ale jest tak na pewno z amunicją.
Strzał prosto w śmietnik
Pocisk. Najpewniej ten jedyny, szczególnie, jeśli ląduje w broni snajperskiej. Wychuchany, może nawet dostał buziaka od strzelca, żeby jakoś bardziej emocjonalnie zaangażował się w misję w czasie lotu. A dla takiego pocisku to dosłownie wewnętrzne rozdarcie, bo nabój wylatuje, a łuska zostaje w lufie. W dodatku nabój zgarnia całą chwałę. A co w tym czasie dzieje się z łuską? Jest po prostu wyrzucana. Ale łuska jest chociaż przydatna, jakoś wykorzystywana – nie to, co kompletnie bezwartościowe niewypały, niewybuchy czy jakieś niewykorzystane zbiory amunicji. Co robić z takimi znaleziskami?
Utylizować!
„Najwięcej takich znalezisk znajduje się w Europie, szczególnie na terenie Niemiec, oczywiście jeszcze z czasów drugiej wojny światowej” – mówi nam ekspert portalu Legalna Broń – „Niemcy jednak dość dobrze poradzili sobie z tym problemem i pod koniec ubiegłego wieku zutylizowali ponad 300 000 sztuk takiej broni”.
Pięknie. Owszem, znika historia – ale historia niedokończona, która wciąż może dopisać swoje zakończenie – niekoniecznie szczęśliwe, jeśli obudzi się akurat, gdy ktoś się do niej zbliży. Po drugiej wojnie światowej na terenach Niemiec (zdemilitaryzowanych, jakby nie było) znajdowało się tyle niepotrzebnych militariów (hełmy, czołgi, pociski, itd.), że dawne fabryki broni, zmienione zostały w przetwórnie tych gór metalu, wytwarzając z nich miski kuchenne, żeliwne wagi czy młotki do mięsa – czyli to, co było dużo bardziej potrzebne w tamtym czasie. Technologia wojskowa prędzej czy później trafia w ręce społeczeństwa.
Oczywiście posiadanie broni w Polsce, z wyjątkiem poszczególnych przypadków, jest nielegalne, nie mówiąc już o przechowywaniu militarnych znalezisk. Nie istnieje jednak w naszym kraju ani zakrojony na szeroką skalę program utylizacji, ani miejsce, w którym taka wielka akcja byłaby możliwa. Jeśli znajdujemy niewypał, najlepiej po prostu wezwać zespół saperski, który zajmie się niechcianym już narzędziem.
Drugie życie broni?
Raczej nie. A w każdym razie nie w tym samym wcieleniu. O ile recykling jest promowany przez zachodnie rządy i ogólnie zadomowił się w naszych głowach, jako tani sposób na zrobienie czegoś z niczego, o tyle recykling broni jest kompletnie nieopłacalny na niewielką skalę, a brak zainteresowania ewentualnych nabywców nie motywuje do wdrażania ulepszonych technologii. Poza tym byłaby to konkurencja dla tradycyjnych firm zbrojeniowych.
Niestety, bez sentymentów – tak trzeba podchodzić do wszelakich militarnych znalezisk. Może i umorusane błotem, ale wciąż wybuchowe. Muszą więc, albo wylądować w muzeum, opowiadając swoją historię kolejnym pokoleniom, albo zniknąć na zawsze, stawiając kropkę na końcu swojego opowiadania.